Ponowne narodziny
Jedni mówią na to: kryzys, inni: przełom, a jeszcze inni: przebudzenie. Coś takiego dzieje się w okolicach 30-tego czy 40-tego roku życia. Przychodzi taki czas w naszym życiu, gdy odrzucamy dotychczasowe przyzwyczajenia niczym znoszone buty. W naszych głowach drzemy do kosza listę swoich powinności i zobowiązań. Następuje Radykalne przebudzenie do autentycznego życia. Psycholożka kliniczna Shefali Tsabary w swojej książce pisze: ” gdy docieramy do punktu, gdzie nie ma mowy o negocjacjach, gdy decydujemy, że nigdy i dla nikogo nie wyrzekniemy się swojej prawdy, harmonizujemy nasze otoczenie z naszym światem wewnętrznym. To tak, jakbyśmy wydzielały określony zapach wyczuwany przez inne osoby. Ci, którzy nie są w stanie poradzić sobie z naszą prawdą, będą trzymać się od nas z daleka. Bliżej podejdą tylko ci, którzy podążają ścieżką podobną do naszej”.
W drodze do ponownych narodzin pomocne będą pytania, które warto sobie zadać i które też są szansą dla naszego prawdziwego „ja”, by wreszcie wydostało się na powierzchnię:
- kim jestem bez moich skryptów i wzorców z dzieciństwa?
- kim jestem bez tego, co narzucała mi kultura?
- kim jestem bez moich ról i przyzwyczajeń?
- kim jestem bez tego wszystkiego, co czyniło mnie tym, kim byłam/em?
- kim jestem bez nakładanych masek, by się komuś przypodobać?
- kim jestem bez okłamywania siebie i swoich emocji?
Dotyczy to też naszego wyglądu. Maskujemy swoją wewnętrzną pustkę na wiele sposobów: niekończącymi się dietami, biustonoszami push-up, wstrzykiwaniem botoksu, sztucznymi rzęsami czy push-upami pośladków. Zużywamy oszałamiającą ilość energii na przepełnione niepokojem „naprawianie” naszego wyglądu. Jesteśmy poddawani presji, by jeszcze bardziej stać się kimś, kim nie jesteśmy. W przypadku mężczyzn dzieje się tak, kiedy są zmuszani do noszenia masek takich jak powstrzymywania płaczu, ukrywania swoich obaw czy seksualności. Toksyczny system więzi wszystkich dlatego to jest właśnie ten czas aby się przebudzić i narodzić od nowa. Czas w końcu dojrzeć do tego, aby czuć się ze sobą dobrze, a nawet bardzo dobrze. Ten stan przychodzi wówczas, kiedy jesteśmy w kontakcie z naszym ciałem, z emocjami, z byciem w większej uważności.
Carl Gustav Jung mówił o tym, że w połowie życia dochodzi do procesu, który nazwał integracją przeciwieństw, czyli integrowania dwóch energii: miękkiej, łagodnej, ciepłej i spokojnej ze zdecydowaną, silną, skuteczną w działaniu. W takim stanie włączy się tryb intuicji, który jest głosem serca, nie głowy. Wtedy można odczuć, że nasze działania są dobre, zgodne z nami i naszym dobrowolnym wyborem.
Kiedy już przyjrzymy się temu, co za nami, i ocenimy to pozytywnie lub nie, zapewne pojawi się również myśl , że o wiele bardziej interesuje mnie to, co przede mną. Z badań wynika, że ma to związek z innymi niesamowitym zjawiskiem, które nazywa się interioryzacją śmierci. Oznacza to uwewnętrznienie własnej śmiertelności i zwrócenie się w stronę czasu, który nam pozostał. W połowie życia widzimy, że pewnych rzeczy już nie zrobimy, ale jeszcze jest go sporo na pewne zmiany, które mogą stać się nieosiągalne za jakiś czas. Interioryzacja sprawia, że zaczynamy pełniej żyć! Zaczynamy wówczas zwracać uwagę na co poświęcamy swój czas, kogo i co nim obdarowujemy. Na szczęście mamy wiele przykładów na to, że wiele można zrobić po czterdziestce, pięćdziesiątce, czy sześćdziesiątce…
Kryzys połowy życia jest związany z ponownym kształtowaniem się naszej tożsamości. Pierwszy raz ma to miejsce w okresie nastoletnim. Teraz ponownie pytamy siebie: kim jestem? czego chcę? co jest moje, a co nie? co chcę przeżyć i jak chcę żyć? Jest jednak różnica, iż jako nastolatkowie, tylko przeczuwamy , ale nie mamy doświadczenia i zaufania do siebie. Teraz mamy wszystko. Dostajemy więc druga szansę i na pewno warto z niej skorzystać. Na dodatek jesteśmy już wolni od presji i nakazów społecznych. Badania pokazują, że jest to najbardziej bogaty i różnorodny okres w naszym życiu. Zatem weź stery w swoje ręce i działaj!
Tekst: Anna Molęda – Kompolt
Źródło: Magazyn Zwierciadło